W Tokio potwierdzono wczoraj, że japońscy doradcy wojskowi pojadą do Malezji. Formalnie jest mowa o zwiększeniu obsady attachatu wojskowego w Kuala Lumpur. Podobny wzrost personelu już odnotowano w placówkach japońskich na Filipinach i w Wietnamie.
Rzecznik ministerstwa obrony w Tokio potwierdził nowe nominacje, ale odmówił podania przyczyn. Przyznał jednak, że nie jest to w żaden sposób związane ze zwiększeniem ochrony japońskich budynków dyplomatycznych.
Za to japońskie media donoszą, że wzmocnione liczebnie attachaty otrzymały nowe zadania. Mają zintensyfikować wymianę wojskową z krajami regionu, zbierać i analizować dane wywiadowcze oraz zająć się generalnie promocją współpracy obronnej w lokalnych mediach.
Najważniejsze wydaje się zwiększenie zdolności wywiadowczych. Z jednej strony Japonia pragnie odgrywać bardziej widoczną rolę w regionie i musi zwiększyć zdolności do samodzielnego zbierania danych wywiadowczych. Równocześnie Amerykanie odnotowali w ostatnich latach szereg niepowodzeń wywiadowczych,1 co powoduje, że nie bardzo mają czym się dzielić z Tokio.
Działania japońskiego wywiadu wpisują się w szerszy plan „zwiększenia zdolności do przewidywania i reagowania na trendy w sferze bezpieczeństwa w perspektywie średnio i długoterminowej.” Innym elementem jest zwiększenie pomocy wojskowej dla regionalnych partnerów. Chodzi nie tylko materialnie wsparcie poprzez przekazywanie sprzętu wojskowego, ale też wspólne ćwiczenia i prowadzenie szkoleń.
Wszystko oczywiście z rosnącymi wpływami Pekinu w tle.
—
1 Zbyt duży nacisk Amerykanów na pozyskiwanie danych ze źródeł elektronicznych i obserwacji satelitarnych, przy równocześnie mniejszej dbałości o pozyskiwanie źródeł osobowych, powoduje występowanie poważnej „dziury” jeżeli chodzi o analizę działań politycznych, czy ogólne wyczucie „nastrojów” w regionie.
